piątek, 28 grudnia 2012 18:36
|
To nieprawda , że gdański hokej znajduje "w dołku". On po prostu na poziomie wyczynowym nie istnieje. Najbardziej wymownym świadectwem jest fakt, iż aby reaktywować ligową drużynę, trzeba było uśmiercić Stoczniowca.
Żenująco wypadła próba odbdowy dyscypliny i klubu na poziomie zawodowym. Pospolite ruszenie złożone z juniorów i zatrudnionych w innych niż hokej sektorach nie powiodła się. Sponsorzy nie dali sie przekonać do "nowego otwarcia" na gruzach tradycji. Podczas oficjalnych prezentacji unikano związków ze Stoczniowcem, choć wszyscy od początku wiedzieli, kto dzierży w dłoniach wszystkie sznurki i według czyjego scenariusza poruszają się marionetki, które zorganizowały się w Zarządy i Rady Nadzorcze. Pan na włościach Olivii jest jeden i ... tyle. Najbardziej rozpoznawalne postaci idei, którą ukazano światu we wrześniu to autentyczny fachowiec - trener Henryk Zabrocki i prywatnie kibic , zawodowo dziennikarz - Krzysiek Klinkosz. To za mało, bo Zabrocki nie otrzymał tworzywa, z którego mógłby skroić drużynę. Na dodatek, gdy zreflektował się, że traci czas, za który nikt mu nie płaci - zrezygnował. Entuzjazm Krzyśka nie przełożył się na znajomości i wciąż chłop ma tylko piękne marzenie, a nie drużynę. Sami zawodnicy też nie mają złudzeń, że z tego rozdania uda się coś ugrać. Pozostał jubileusz Olivii, która nad swymi równolatkami - czyli halą przy Zawodników i Gedanią przy Kościuszki - ma tę przewagę, że tamtych już nie ma. Wygrana walkowerem splendoru i satysfakcji nie przynosi, dlatego czekamy na kolejne nowe otwarcie. Nie wiem tylko, czy jednak nie trzeba zmienić woźnicy, bo jakoś nikt nie chce ciągnąć tego piątego koła u wozu, co to nie wiadomo czy jest i czyje jest ?
|